Stoję nad żelazkiem
Ubrań cała sterta
Pomięte... Zwichłane...
Na każdą z nich zerkam...
Deska uniesiona
Na wysokość biodra
Para bucha wszędzie
Zaraz będzie modła...
Zaprasuj też kanty
Krzyczy moja kuchni!!!
Ocieram potem z czoła
Nie wywołam kłótni!?
Każda rzecz z osobna
Przez palce dotknięta
Sterta rośnie w oczach
Niczym dywidenda...
Takie już jest życie
Przez związek spisane
Chciałem mieć kobietę!?
Dziś prasuje pranie...
Wykraczając ponad umiejętności budujemy nowych zbliżeń poranki...
N(k)
niekochany
registro:
"Kiedy następnym razem zaczepisz mnie choćby o milimetr pomyśl o dniach w których będę szukał spokoju"
Poranne fantazje
Korona wirus
Zjadłem śniadanie, boli mnie dupa,
Czuję po kiszkach że idzie kupa.
Jeszcze wytrzymam te kilka godzin,
Do sklepu nowy towar przychodzi.
Byłem już rano na półkach zero,
Ani ręczników ani papieru.
Nawet chusteczki, wszystkie gazety,
Wraz z podpaskami poszły niestety.
Patrze na półki i tak wspominam,
Tu była Mola a tam Regina.
A mnie tak strasznie, brzuch pobolewa,
Tu jeszcze wczoraj leżała Mea.
Jak mam do domu zrobić zakupy,
Kiedy papieru nie ma do dupy.
Rolka Velvetu leży na pralce,
A potem tylko zostają palce.
Kolejka długa jak w PRLu,
Jak w tamtych latach - Nie ma papieru,
Ja stoję twardo cieknie mi z czoła,
A tu mi dupa o pomstę woła,
Ludzie mnie cisną, ludzie mnie pchają,
Mówię Im ciągle, niech uważają.
Z tego wszystkiego nie wytrzymałem,
I nagle w sklepie ja sam zostałem.
Dziś jestem Panem w swojej łazience,
Papier do dupy trzymam już w ręce.
Na pewno nigdy bym go nie dostał,
Gdybym się w sklepie wtedy nie posrał...
Nie moje lecz warte uwagi :)) pozdrawiam autora
Z miłości do dzieci
Leży Miki na poduszce
Troszkę siku ma w pieluszce
Szczerzy zęby, minki stroi
Moich krzyków się nie boi !!!
Wczoraj była taka heca
Kupa ciekła aż po plecach
Dziś podobna sytuacja
Czyżby ostra prowokacja ???
Chodząc wrzeszczy nie i nie !!!
Zejdź z poduszek?! – autko chcę !!!
Gdy po nocnik biegnie raźnie
Kupa gniecie go wyraźnie
Ama Ama – głośno krzyczy
Dopomina się słodyczy
Serkiem gardzi łyżką ciska
A mi piana leci z pyska
Taka już ojcowska rola
By nie zrobić z syna trola
Wychowywać z dumą , pasją
Kiedyś to zaimponuje laskom !!!
„Obóz jaki rozbijam każdego dnia podtrzymywany
jest tylko Waszą obecnością ”
Kolor jej paznokci
Przepraszam Boga składając powieki
Wpatrując się w obłoków upadłe marzenie
Rozkręcam na milion rozterek przyszłych
Chwilę w której byliśmy... - szczęśliwi...?!
Pewność upada skrzydłami Dedala
folgując mięśnie na brwi
nabieram wody niczym statek
diametralnie kusząc losu manipulację
kolejny łyk procentowego powietrza
spiętrza w oczach pobudek szarości
kuriozalny a jednak rzeczywisty
obraz pijanych myśli jak ryż rozsypanych
opluwając mnie po raz wtóry nie zapomnij być lepszą ode mnie
Wpatrując się w obłoków upadłe marzenie
Rozkręcam na milion rozterek przyszłych
Chwilę w której byliśmy... - szczęśliwi...?!
Pewność upada skrzydłami Dedala
folgując mięśnie na brwi
nabieram wody niczym statek
diametralnie kusząc losu manipulację
kolejny łyk procentowego powietrza
spiętrza w oczach pobudek szarości
kuriozalny a jednak rzeczywisty
obraz pijanych myśli jak ryż rozsypanych
opluwając mnie po raz wtóry nie zapomnij być lepszą ode mnie
uszczerbek
Nie wiem kiedy teraz Cię dotknę
Spłynęła łza po policzku serca
Nie wiem kiedy spojrzę w Twe oczy
Rozpadam się po stokroć - do wnętrza
Nowy nasz dom straszy pogardą
Z wolna przegrywam z życiową anarchią
Moje marzenia których tak się bałem
Nowe spojrzenia za którymi czekałem
Opadają jak płatki róży złotej
Mimo że bardzo chciałbym
Nikt mi nie poda ręki z powrotem
Krzyk przepełniony nadzieją w krtani
Dłoni zaciśniętych większa niepamięć
Zza krat wyciśnięte słowo miłość
Może to tylko marazm... może zawiłość
Ile oferuje prób życia kosmyk
Wplatam swe palce w Twe jasno-ciemne włosy
Z twarzy zapłakanej ulotki ogromem
Mam nadzieję że nasz dom będzie wreszcie domem...
Okrój mój sens z życiowego lukru... prosząc o spokój nie zapomnij o drżeniu w głosie
który niegdyś cię ukoił...
Spłynęła łza po policzku serca
Nie wiem kiedy spojrzę w Twe oczy
Rozpadam się po stokroć - do wnętrza
Nowy nasz dom straszy pogardą
Z wolna przegrywam z życiową anarchią
Moje marzenia których tak się bałem
Nowe spojrzenia za którymi czekałem
Opadają jak płatki róży złotej
Mimo że bardzo chciałbym
Nikt mi nie poda ręki z powrotem
Krzyk przepełniony nadzieją w krtani
Dłoni zaciśniętych większa niepamięć
Zza krat wyciśnięte słowo miłość
Może to tylko marazm... może zawiłość
Ile oferuje prób życia kosmyk
Wplatam swe palce w Twe jasno-ciemne włosy
Z twarzy zapłakanej ulotki ogromem
Mam nadzieję że nasz dom będzie wreszcie domem...
Okrój mój sens z życiowego lukru... prosząc o spokój nie zapomnij o drżeniu w głosie
który niegdyś cię ukoił...